sobota, 31 sierpnia 2013

No i się zaczęło..

Noc. Próbuje obrócić się z jedno boku na drugi - ałaaa, czuję. Lewa strona szyi jakby przybrała na masie. Próbuje się podnieść - ałaaa czuję, "o niee" myślę. Migdał jakby chciał wyskoczyć przez skórę, a węzły jakby chciały ratować kolege i skakać za nim. Nocka zleciała. Sufit mało ciekawy, ściany brudne, spać się nie da. Ałaa - pomyślałam.

Rano wstaje, po drzemce, bo snem bym tego nie nazwała. Boli jak bolało, ale zimno dziwnie. Oczy pieką, śliny nie przełknę, kanapki nie zjem. Synu kochany, grzeczny jak nigdy. Angina się przyplątała, lecz jako pełnoetatowa mama na L4 pozwolić sobie nie mogę. Szczęście w nieszczęściu, że weekend. Ale za to jaki! Rok przedszkolny zaczynamy przecież. Wszystko gotowe, można chorować.

Wieczór. Godzina temu. Płacz słyszę, lecę. Dziś mój syn poszedł spać sam, jak nigdy - powiedział, że musi iść spać, bo nie wstanie do przedszkola. Wtedy nie wydało mi się to podejrzane. Poleciałam do płaczu i co widzę? Polika czerwone! Dotykam - ciepło bucha z pod kołdry. 38,9. Zaczęło się.

DOBRANOC..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz